Film obnaża obłudę polskiego Kościoła katolickiego oraz najbardziej zagorzałych katolików do niego uczęszczających. Wierni oraz kapłani nie trzymają się tego, w co wierzą, gardzą drugą osobą oraz
Dzieło Jana Komasy, które wywołało wiele kontrowersji. Jedni je kochają, drudzy nienawidzą. Ja należę zdecydowanie do tej pierwszej grupy odbiorców. Historia przedstawiona w "Bożym Ciele" jest zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami z wsi Budziska, w której 18-letni Patryk przez dwa miesiące odprawiał msze oraz udzielał sakramentów, podając się za 26-letniego księdza. Podobnie postąpił filmowy Daniel, chłopak warunkowo zwolniony z poprawczaka, który poczuł powołanie, nie mógł go jednak spełnić w tradycyjny sposób przez to, iż był karany. Dlatego też widząc nadarzającą się okazję sprawdzenia się w roli kapłana, schwytał ją.
Film obnaża obłudę polskiego Kościoła katolickiego oraz najbardziej zagorzałych katolików do niego uczęszczających. Wierni oraz kapłani nie trzymają się tego, w co wierzą, gardzą drugą osobą oraz nie wybaczają błędów, które każdy człowiek przecież popełnia. Cytując Patryka: Chrystus powiedział, żeby przebaczać nawet 77 razy. A oni, ku*wa? Jak każdy młody robiłem głupstwa. To jest powód, żeby kogoś wykluczyć? Na zawsze? Słowa te odnoszą się do tego, że po podszywaniu się pod księdza Patryk został wykluczony z życia Kościoła, nie mógł przyjmować sakramentów ani zostać księdzem, pomimo oczywistego daru trafiania do ludzi i jednania ich oraz szczerej chęci pomocy bliźniemu. Wszystkich tych cech brakuje zaś zarówno filmowemu proboszczowi parafii, który wręcz podjudza konflikt między wiernymi, jak i parafianom. W filmie widać dewocję, uczestnictwo w nabożeństwach na pokaz podczas gdy życie duchowe jest zaniedbywane, a drugi człowiek jest naszym przyjacielem, dopóki zachowuje się tak, jak sobie tego życzymy. Oczywistym wnioskiem z tego wynikającym jest to, że człowiek, który nie chodzi do kościoła, może mieć czystsze serce i być lepszym człowiekiem niż osoba będąca siedem razy w tygodniu na mszy, a nawet niż kapłan, który powinien świecić przykładem.
Mimo iż fabuła filmu jest bardzo wyrazista, nie jest ona przerysowana ani przewidywalna. Dzieło ani przez chwilę się nie nudzi, z ciekawością czeka się na kolejny ruch "księdza", a kazania, których fragmentów możemy posłuchać, są pouczające i poruszające. Nie byłyby one takie, gdyby nie świetna gra aktorska Bartosza Bieleni, który wygląda jak w sutannie urodzony, a grał, jakby naprawdę poczuł powołanie. Wspominając grę aktorską, nie można zapomnieć o Elizie Rycembel, która została nagrodzona Orłem za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą, ale moim zdaniem również o Janie Hrynkiewiczu, którego gra była niesamowicie autentyczna i wiarygodna. Słuchając jego kwestii, miałam wrażenie, że oglądam film dokumentalny i że nie jest on sobą, tylko filmowym Matysem.
Pochwalić również trzeba operowanie kamerą Piotra Sobocińskiego juniora, ujęcia nie są oczywiste, sprawiają, że film ogląda się bardzo przyjemnie i jest on miłym doznaniem estetycznym. Również przez kolory, które są lekko przytłumione, co podkreśla smutny i szary charakter polskiej wsi oraz dobrze współgra z opowiadaną w filmie historią. Podobnie jak muzyka, od której pojawiają się ciarki, a nawet łzy, to wszystko dzięki odpowiedniemu wyczuciu momentu, w którym owa muzyka powinna się pojawić.
Moim zdaniem każdy powinien zobaczyć "Boże Ciało", ponieważ każdy wyciągnie z niego wartościową lekcję, nieważne czy końcowo je pokocha, czy znienawidzi. Abstrahując od fabuły, film jest po prostu przyjemny dla oka. Oprócz tego został nominowany do Oscara, co już świadczy o poziomie każdego z aspektów dzieła. Osobiście się w nim zakochałam, więc oceniam 10/10.