Istnieją dwie opcje. Albo po prostu akceptujemy że dialogi, narracja i wykonanie jest na poziomie "The room", albo optymistycznie zakładamy nieco większą erudycje twórcy i wierzymy, że reżyser próbował osiągnąć efekt zabawy kliszami i parodii, tylko kompletnie tego nie umie robić, w związku z czym starając się ośmieszyć coś, zrobił to na serio. Parodia zakłada przerysowanie, a ten film zatrzymał się w pół kroku i jest naprawdę koszmarny. Dialogi jak w Modzie na sukces, opisywanie każdej czynności pokazanej na ekranie, powtarzające się, zbędne komentarze, szcztucznosc jak z produkcji Polsatu. Ładna paleta kolorów, tyle z plusów. Świetni aktorzy, których naprawdę żal oglądać w tym pazdzierzu. Jeśli ktoś chciałby dowód na to, że ze słabego scenariusza nawet największe gwiazdy nie ulepią filmu, to zapraszam na projekcje. W każdym innym przypadku odradzam. Jeśli w ostatnich minutach film sam siebie wyśmiał albo reżyser doznał objawienia, to dajcie znać, bo wyszłam z kina. A jeśli ktoś ma ochotę spróbować współczesnego kina noir wykorzystującego klisze to polecam Motherless Brooklyn.
Taa... To samo pisano o "American Hustle"
https://www.youtube.com/watch?v=buCLP610jeg
A potem o "Joy".
Oba okazały się wspaniałe.
W pełni się zgadzam z Baku_12 i do dam że to komedia, w której uśmiechnąłem się raz(tak tylko uśmiechnąłem, o śmianiu nie ma mowy) i podejrzewam że po prostu to jakieś niedopatrzenie reżysera który starał się zrobić najnudniejszy film swojego życia i gdzieś mu ten żarcik się przesmyknął przez zasieki. Wizualnie film dobry, kostiumy, kolory scenografia, gra aktorska też mi się podobała szczególnie Ch. Bale, dla którego udałem się na film, ale film był tak horrendalnie nudny że ciężko się to oglądało, chciałem wyjść jak najszybciej i żałuje że poszedłem.
Myślę, że reżyser właśnie nie chciał przedramatyzować, bo to by dopiero było sztuczne dla całej historii i zabiłoby pewną uniwersalną wymowę tej "przypowieści". Chodzi właśnie o to, że z uśmiechem na ustach i budując pozytywny klimat najlepiej steruje się ludźmi i wykorzystuje ich do własnej sprawy.
Scenariusz jest kapitalny, to jak powoli buduje bohaterów i sprawę, aż do finału, który nie jest taki wybuchowy, bo dramatyzm sugerowałby nachalną propagandę. Wszystkie te drobne przeszkadzajki i drugoplanowe wtrącenia są jak rzeczywiste sygnały, które mają odwrócić uwagę ludzi od ważnych spraw.
Ta cała stylistyka jest niezwykle spójna od początku do końca i dodatkowo oddziałuje na treść filmu, więc to naprawdę kapitalna sprawa. Dawno mnie tak nic nie wciągnęło. Jasne, że to nie jest kino by się zrelaksować czy się śmiać, tylko trzeba z uwagą oglądać i żadna podniosła muzyka ani spowolnione ujęcie nie powie nam, że to jest ważny moment, ani nie wpłynie tak bezpośrednio na emocje widza, ale w tym anegdotkowym stylu opowiadania jest sporo sensu i jak się go zrozumie, no to wychodzi kapitalna historia.
To już jest obraz, który dzieli widownię dokładnie tak jak podzieleni są ludzie dziś. Wszędzie, nie tylko w Polsce. I mówi o czasach,w których żyjemy ,bo wyjątkowo ten film nie pozwala nam nawet na chwilę zapomnieć, że kino może być zaangażowane nie tylko w promocję homoseksualizmu (nie ma ani jednego wątku). Jest problem ras, jest problem nadczłowieka i rasy panów, jest kolorowo i wariacko, jest wreszcie wpleciony globalizm jako zło wobec wolności, jest brak kary dla prawdziwych elit i jest opór, brak strachu przed konsekwencjami mówienia prawdy,bycia uczciwym..i jest cena,którą płaci się za zbyt otwarty, samotny bunt wobec elity. Wyjątkowo ten film traktuje o prostych sprawach: o miłości i jej wartości, o wyborach serca, o wartości dobra, którego się innym nie kreuje ale na które się patrzy , o tolerancji w tym zafiksowanym świecie pełnym dziwaków i odmieńców, o tym, że trzeba szukać w życiu sprzymierzeńców a nie tracić siebie na walkę z wrogiem . Ten film w zamyśle, tak uważam, jest mocno konserwatywny, gdy idzie o uniwersalne wartości wolnego człowieka.
To nie jest propozycja dla tych, którzy są barankami na rzeź. To jednocześnie wezwanie do obrony: uczciwości, wolności, równości wobec prawa. To manifest nie myśli a czynu,bo tylko tak dziś możemy walczyć o swoje prawa i wolność wobec garstki, która dyktuje całej ludzkiej populacji jak żyć,jeść,myśleć.
Bardzo się cieszę, że ten film powstał. To świetne przedstawienie,bardzo angażujące zmysły i umysł, i dające nadzieję, że nawet,jeśli w pełni nie wygramy tej walki o wolność i suwerenność narodów , to opóźnimy o lata Agende 2030.
Pozdrawiam.
Obejrzałem, jak dla mnie bomba. Niestety dla większości niezrozumiały. Zbyt trudny. A Margot i Anya i Rami, nawet DeNiro dali świetnie radę. O dwóch głównych aktorach już nie wspomnę bo Batman jest fantastyczny a jego kolega to taki Robin. Niezły duet.
Mam bardzo podobne odczucia. Aktorstwo pierwsza klasa, tak samo scenografia i kostiumy, w samych bohaterach był potencjał, a scenariusz typu "jak rozpętaliśmy wojnę" zawsze jest otwarty na coś świeżego i odkrywczego. Tu zabiła potrzeba kopiowania tego, co się sprzedaje. Miałam wrażenie, że ktoś bardzo chciał być jak Wess Anderson, dostarczając barwne, płynne i pozostawiające poczucie bycia w ruchu kadry. Trzymano ten poziom mniej więcej do pierwszej połowy. Czuć tu także potrzebę bycia jak Quentin Tarantino, budowania napięcia i dążenia do wielkiego finału. Problemem jest to, że tu się nic nie dzieje. Fabuła spokojnie starczyłaby na 1,5 h niezłej zabawy, a zamiast tego dostaje się pseudo filozoficzne, na siłę przerysowane dialogi, które nie dość, że nudzą, to jeszcze po bliższym przyjrzeniu się im tracą sens. Nawet z pracą kamery jest problem, bo z jednej strony jest przemyślana, a z drugiej co jakiś czas wchodzą w kadr losowe części ciała.