Nie jestem znawcą filmów Sergio Leone, ani ich miłośnikiem, ale liznąłem co nieco i "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" zrobiło na mnie spore wrażenie. Z jego filmów widziałem jeszcze "Za kilka dolarów więcej" i jest to bardzo dobry, brutalny western ze świetną rolą Eastwooda. Natomiast "Dobry, zły i brzydki" - nieźle mnie rozczarowało, film wymęczył mnie mocno - nudny, udziwniony i w paru miejscach wypełniony błędami. "Pewnego razu..." jest na prawdę wpadające w pamięć - genialna muzyka Morricone i Charles Bronson jako "harmonijka". Ale i każde ujęcie filmu jest dopieszczone i perfekcyjnie zrealizowane. Jestem kilka godzin po seansie, a muzyka z filmu dalej gdzieś mi przygrywa i wiele scen ciągle mam w pamięci. Niektóre sekwencje są już ikoniczne i legendarne - jak finałowy pojedynek. Jedynym minusem jest sporo przestoi, produkcja i tak w napięciu trzyma, ale zdałoby się więcej akcji. I tak jest dobrze, bo tak miało być, ale jakby film nieco udynamicznić i dodać parę dłuższych scen akcji w połowie to śmiało wystawiłbym 9/10. A tak to daję mocne 7,5/10.
A co, zabronisz mi ich oglądać? I skąd wniosek, że nie są dla mnie? Bo nie wystawiłem im najwyższej noty, tylko uznałem za dobre, solidne kino, choć nie idealne?
No bo widać po Twojej opinii, choćby o Dobry, Zły i Brzydki, jak i ocenach, iż western nie jest dla Ciebie. Ale ok, próbuj. Może zaskoczy.
No "Dobry, Zły i Brzydki" nie lubię i nie mogę się do niego przekonać, ale inne westerny Sergio Leone z każdym seansem tylko u mnie zyskują i wracam do nich regularnie, np. do "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie". Uważam, że to najlepsza produkcja tego reżysera - od 2015 r. widziałem ją już 4-6 razy i teraz gdzieś bite 8/10 u mnie ma. "Garść dynamitu" też bardzo podobało mi się. To, że jakiś jeden western mi nie spodobał się, to nie znaczy, że cały gatunek dla mnie nie jest ;).