Pozostałe części nie mają ani odrobiny tego klimatu, muzyki i wciągającej fabuły jak w pierwszej części... Nawet musieli zjebać takie coś jak codec czy menu przedmiotów i broni, a już nie mówiąc o braku kultowej muzyki. I jeszcze postarzali Snake'a. Głupota. Tak zjebać tak dobry pomysł na serię...
Z postarzeniem Snake'a nie było to aż takie złe. Dodało to realizmu, w końcu wiele lat upłynęło od pierwszego MGS'a. To chyba jedyny pozytywny aspekt nowych MGSów. A co do reszty - zgodzę się. Żaden z tytułów w jakie miałem okazję grać, nie miał już tylu wyrazistych fabularnie postaci. Później zrobiło się płasko, mainstreamowo, komercyjnie, niemal casualowo. Kojarzy mi się to z tym, co zrobiono z serią Resident Evil albo Silent Hill.
Dodam tylko, że jeśli miałaby powstać jakaś udana część MGS-a to jej fabuła powinna być umiejscowiona zaraz po wydarzeniach z MGS1, czyli według linii fabularnej po 2005 roku, no i oczywiście powinna pozostać charakterystyczna muzyka oraz wszystkie postacie z jedynki, które przeżyły. Ale faktycznie takie coś jest już nierealne, dzisiejsze gry to dno. Może gdyby tę grę zrobili w 2000, najpóźniej 2001 roku... Ale nie, bo już nawet MGS2 był gównianą częścią.
Może MGS 2 odstawał bardzo od serii. Ale za to MGS3 Snake Eater to arcydzieło! Klimat, muzyka, rozgrywka a przedewszystkim walki z genialnymi bossami. MGS3 to zdecydowanie najlepsza częsc serii wg mnie.
w MGS 4 niestety nie grałem, teraz czekam na MGSV na ps4. To dopiero będzie miazga!
Z MGS3 widzę taki problem, że akcja dzieje się 30 lat przed MGS1 i sterujemy tam ojcem Snake'a. No i jeszcze ten system kamuflażu - wchodzimy w menu i można zmienić kolor kostiumu w kilka sekund. Głupota na maksa...
Axel... a co powiesz na to że w MGS z 1998 z menu można było wybrać tekturowy karton i się w nim schować ? :) Baaa, równiez można było dobyć gadżetu który sprawiał, że byliśmy niewidzialni. To są smaczki od Hideo Kojimy. Japonia to pokręcony kraj.
Muzyka to akurat cały czas trzyma ten sam, bardzo wysoki poziom, z każdej części wiele utworów zostaje w pamięci. A czepiać się realizmu jak przy kamuflażu to bezsens-gry wideo z założenia nie są realne, tylko grywalne, chciałbyś malować się i przebierać 20 minut? Sam koncept, jak się zastanowić, jest głupi jak cholera (kilkuset tonowe kolosy niszczone przez jednego człowieka). A Big Boss to jest prawdziwy boss i tyle. W MGS 3 przy świetnych bossach brakowało mi tylko ich historii, jak w MGS.
Przeszedłem wszystkie części, ta seria towarzyszyła mi od dziecka, przeżywałem ją wspólnie ze starszym i młodszym bratem, więc coś na ten temat mogę wiedzieć. Czemu od razu wyzywasz innych rozmówców, kultury nikt Cię nie uczył czy jak?
Postacie w MGS 3 nie były wyraziste? Prosze cie... biły na głowe te z jedynki. Rozumiem że sentyment ale MGS3 miał najlepiej dobrane postacie. Bo zgodze sie z MGS2 w tej kwestii to dno i wodorosty- gośc na rolkach? litości...
Aż tak źle nie było, MGS 2 jak na wysokie standardy serii wypada blado, ale moim zdaniem w porównaniu do innych gier z tego okresu jest znacznie lepiej niż dno.
Fatman był idiotyczny w 100%, fakt
Dziwne, że nikt nie wspomniał o MGS: Snake Eater, w którym na brak wyrazistości postaci nie można narzekać a o muzyce nie można powiedzieć ani jednego złego słowa. Axel, wydaje mi się, że uczepiłeś się jednego tematu i nie za bardzo możesz coś powiedzieć o kolejnych częściach, ani nawet o pierwszej, bo się po prostu nie znasz. Pozdro ;)
Wcale nie są gówniane są bardzo dobre .Po prostu jedynka jest absolutnie wyjątkowa :)
Nie zgodzę się. Każda część jest po prostu inna.
MGS2 może nie posiada najbardziej głębokich postaci (aczkolwiek Raidena i Rose będę bronił do upadłego), ale ma za to w sobie geniusz fabularny. Która to gra, film, czy książka posiada tak wielowątkową, skomplikowaną i trzymającą w napięciu fabułę jak ta gra? Do dziś na fanowskich stronach pojawią się coraz to nowe interpretacje poszczególnych wątków.
MGS3 stawiał głównie na filmowość i przyjemność grania. Przypomina trochę film o Jamesie Bondzie, poza tym jest tu wiele epickich momentów i efektownych pojedynków. W kontekście całej serii chodzi tu oczywiście o relację głównego bohatera z The Boss i jego wewnętrzną przemianę z patrioty w anarchistę. Moim zdaniem jest ona bardzo udana.
MGS4 to lepsze, bądź gorsze domknięcie wszystkich skomplikowanych lub absurdalnych wątków serii. Wielki szacunek za sensowne wytłumaczenie największego idiotyzmu, jakim było przejęcie władzy Liquida nad Ocelotem poprzez przeszczep ręki. Dodatkowo w tle mamy bardzo ciekawy motyw starości i szukania sensu życia.
Także trudno powiedzieć, że reszta serii jest zła. Wszystkie części mają różny klimat, lecz nie znaczy to przecież, że są gorsze.